Od wydawcy Artykuły
Pomoce naukowe Przydatne linki This
website Copyright ©2007
|
Kurs
cudów – biblią New Age? Od chwili opublikowania Kursu cudów czynione są próby jego zaklasyfikowania do określonej grupy wierzeń lub ruchu religijnego. Są one podejmowane zarówno przez entuzjastów Kursu, jak i jego przeciwników. Entuzjaści znajdują w nim alternatywną ścieżkę rozwoju duchowego, wywodzącą się z tradycji judeochrześcijańskiej, wzbogaconą o elementy psychoanalizy. Uważają go za jeden z najważniejszych przekazów duchowych w dziejach ludzkości. Przeciwnicy uważają go za skutek channelingu, mającego na celu "pranie mózgów" po to, by zatruć umysły i dusze bezwartościowym bełkotem, zawładnąć nimi i umocnić rządy szatana w tym świecie. Niektórzy nazywają Kurs "biblią New Age", nie uświadamiając sobie, że wewnętrzna sprzeczność tego określenia pozbawia je znaczenia. Są również tacy, którzy uważają Kurs za odradzanie się "gnostyckiej herezji". Większość z nich nie miała Kursu cudów w ręku i bezkrytycznie powtarza cudze opinie. Po co? Jak jest naprawdę? Niniejszy artykuł jest próbą odpowiedzi na te pytania. |
Czym
jest New Age? Blavatsky była autorką 4 książek i mnóstwa artykułów, które złożyły się na 14 tomów. Podobno Blavatsky posiadała wiele paranormalnych zdolności: mediumicznych, lewitacji, jasnowidzenia, telepatii i materializacji obiektów - czyli wytwarzania przedmiotów "z niczego". Uważała, że wszystkie religie są zarówno prawdziwe, jak i fałszywe: prawdziwe w warstwie zawartego w nich ezoterycznego przesłania a fałszywe lub niedoskonałe - w ich zewnętrznych, konwencjonalnych przejawach. Była zdania, że niedoskonałe, ludzkie próby interpretacji Boskiej wiedzy doprowadziły do jej wypaczenia. Jej twierdzenie, że ezoteryczna, duchowa wiedza jest spójna z nową nauką, może być uznane za pierwszy przykład idei New Age. Pisma Heleny Blavatsky wywarły wpływ na wiele sławnych postaci: polityków, pisarzy, artystów i myślicieli Jedną z nich była Alice Bailey (1880-1949), neoteozof, autorka i współautorka kilkudziesięciu książek poświęconych mistycyzmowi i ezoteryce. Obecnie przyjmuje się, że właśnie zawarte w jej dziełach idee dały początek New Age. Również ona po raz pierwszy posłużyła się tą nazwą w książkach "Discipleship in New Age" (1944/45) i pośmiertnie wydanej "Education in the New Age" (1954). Na pierwsze ślady New Age jako ruchu społecznego skupionego wokół specyficznych idei natrafiamy w późnych latach 50 w Wielkiej Brytanii. W latach tych leaderzy kilku niezależnych grup okultystycznych, na których wielki wpływ wywarły idee teozofów a przede wszystkim właśnie Alice Bailey, dyskutowali o zmianach, jakie zajdą w ciągu ostatnich 25 lat XX wieku. Dyskusje te toczono również podczas następnej dekady. Zyskując na znaczeniu, wywierały coraz większy oddźwięk społeczny. Do zwolenników nowego ruchu należeli założyciele szkockiej społeczności Findhorn (obecnie Fundacji Findhorn). Około roku 1970 wizja New Age uległa krystalizacji i stała się tak popularna, że zaczęła gwałtownie zyskiwać zwolenników na całym świecie. W popularyzowaniu idei New Age wielki udział ma Anthony Brooke i Universal Foundation. Brooke podróżował po świecie i kontaktując się z grupami okultystycznymi i metafizycznymi stworzył pierwsze międzynarodowe powiązania między wyznawcami New Age. W rozwój New Age ma również wielki wkład David Spangler, student pism Alice Bailey, który w 1970 r. udał się do Anglii i przez 3 lata był członkiem społeczności Findhorn. W tym czasie przemienił ją z niewielkiej liczebnie grupy ludzi o skromnych możliwościach w prężnie działającą, potężną fundację. Działania fundacji zyskały uznanie opinii publicznej. Wysiłki jednej z założycielek społeczności Findhorn zostały nagrodzone przez królową Elżbietę Orderem Imperium Brytyjskiego V klasy. Po powrocie do USA Spangler napisał serię książek o nadziejach i aspiracjach New Age. Na New Age można patrzeć jak na ruch zwolenników ożywienia religijnego w podówczas istniejących grupach metafizyczno-okultystycznych. Wtedy New Age można porównać z chrześcijańskimi ruchami ożywienia, zwłaszcza takim, jakim początkowo był Ruch Drugiego Adwentu, który zarówno ożywił, jak i odmienił część chrześcijaństwa protestanckiego, dając początek Kościołowi Adwentystów Dnia Siódmego. Tak jak XIX-wieczny Ruch Drugiego Adwentu wywarł wpływ na chrześcijaństwo, tak New Age wywarł pewien wpływ na niektóre - choć nie wszystkie - grupy okultystyczne. I podobnie do ożywienia wywołanego Ruchem Drugiego Adwentu, początkowe ożywienie zainicjowane przez New Age doprowadziło do powstania wielu ruchów wyznaniowych, nie wpływając istotnie na większość grup już istniejących. W
New Age można też widzieć kontynuatora kontrkultury lat sześćdziesiątych
XX wieku. Badacze ruchów religijnych wskazują, że znaczą część tego ruchu
stanowiły osoby, które dwadzieścia lat wcześniej tworzyły kontrkulturę
lub aktywnie w niej uczestniczyły. Gdy we wczesnych latach siedemdziesiątych
kontrkultura zanikła, wielu dawniejszych hippisów udało się w duchowe
poszukiwania, odchodząc od tradycji judeochrześcijańskiej. Zatem jednym
z możliwych sposobów datowania początku ruchu New Age jest okres dość
nagłego pojawienia się wielu niekonwencjonalnych poszukiwaczy duchowych
w latach siedemdziesiątych XX wieku.
Mając na uwadze powyższe ruch New Age można najlepiej zdefiniować jako ożywczy prąd okultystyczno-metafizyczny, zainicjowany przez niezależnych brytyjskich teozofów pokolenia powojennego, szerzący się w latach 70. XX wieku w już istniejącej społeczności okultystyczno-metafizycznej (1). W latach 80. New Age stał się popularnym ruchem, który ożywił dawną społeczność okultystyczną i zarówno zyskał zarówno wielu nowych zwolenników jak i odegrał wielką rolę w upowszechnieniu takich praktyk okultystycznych, jak astrologia, medytacja i wiele innych, jak i idei (jak np. reinkarnacji) w społeczeństwie - daleko poza granicami samego ruchu New Age jako takiego. New Age jest porównywalny do Ruchu Praw Obywatelskich z lat 60. Ruch ten w poprzednim stuleciu podejmował wiele działań, mających na celu zrównanie praw ludzi innych kolorów skóry z prawami białych. Wysiłki te czerpały siłę i witalność z nowego programu i nowej - milenijnej (przełomu wieków) - nadziei społeczeństwa, że upora się z problemem rasizmu. Korzystając z dawnych podwalin ruch ten nakreślił nowy plan działania (którego niektóre działające już grupy nie chciały zaakceptować) i zarówno przyciągnął wielu zwolenników obalenia rasizmu, jak i szerzył te idee w ogólnej, niezaangażowanej części społeczeństwa. I podobnie jak Ruch Praw Obywatelskich, ruch New Age Movement skazany jest na krótki żywot a oznaki jego obumierania widzimy coraz wyraźniej, w miarę jak oddala się milenijna nadzieja na dokonanie się kulturowej przemiany i nastanie New Age - Nowego Czasu. To obumarcie tak czy inaczej musiało nastąpić, lecz zostało przyspieszone przez negatywne kampanie medialne. W odróżnieniu od Ruchu Praw Obywatelskich, ruch New Age rzadko kiedy był traktowany serio, natomiast często był ośmieszany przez pisarzy, którzy żywili wobec niego teologiczną wrogość i nie byli zdolni postrzec jego doniosłości jako czynnika ważnych zmian kulturowych. Jednak podobnie jak Ruch Praw Obywatelskich, odchodzący New Age wpłynął na kulturę, przyciągając do społeczności okultystyczno-metafizycznej wielu nowych członków i czyniąc jej kluczowe idee akceptowalnymi dla większości. Wpływ ruchu New Age na społeczność okultystyczną nie był jednolity. Wiele starszych denominacji - takich jak Narodowe Spirytualistyczne Zrzeszenie Kościołów - nigdy nie uczestniczyło w Ruchu New Age, a te, które uczestniczyły - Szkoła Jedności Chrześcijaństwa (Unity Church, Unity School of Christianity) odrzuciły niektóre innowacje New Age na rzecz swej ortodoksyjnej tradycji. W okresie rozkwitu (gdy patrzymy na New Age jako ożywczy ruch, którym największe zainteresowanie już przeminęło), ruch ten spowodował rozwój dawnych społeczności okultystyczno-metafizycznych i powstanie nowych. Okultyzm stał się bardziej "poważanym" ruchem i przeniknął do głównego nurtu myślowego w większym stopniu niż w latach "eksplozji okultyzmu", mającej miejsce w późnych latach sześćdziesiątych.
Kurs cudów (4) został podyktowany Helen Schucman i Billowi Thetfordowi w latach 1965-1972, aby pomóc im rozwiązać ich wspólne problemy. Mając dość konfliktów, wrogości, nienawiści, złości i współzawodnictwa na polu zawodowym oraz osobistym, tych dwoje psychologów klinicznych z Columbia Presbyterian Medical Center w Nowym Jorku niespodziewanie postanowiło odmienić panujące między nimi stosunki. Pewnego dnia Bill, zmęczony relacjami, jakie między nimi panowały, powiedział: "Musi być inny sposób". Ku jego zaskoczeniu, zamiast wdać się z nim w kolejną polemikę, Helen przyznała mu rację i obiecała pomóc odnaleźć inny sposób radzenia sobie z problemami oraz uzdrowienia łączących ich stosunków. To błahe na pozór zdarzenie było narodzinami Kursu. Zawiera się w nim kwintesencja jego systemu myślowego. Ta krótka chwila była momentem w ich relacjach, gdy połączył ich wspólny cel, będący podwaliną - jak to Kurs określa - "świętego związku". To był "cud", "święta chwila" - gdy na moment odłożyli na bok swój dotychczasowy sposób myślenia a dopuścili możliwość istnienia "innego sposobu". Choć wtedy nie zdawali sobie z tego sprawy, był to punkt zwrotny w ich relacjach; odejście od lęku, ataku i zwrócenie się ku miłości, co pozwoliło Helen usłyszeć Głos Wewnętrzny i dzielić się jego posłaniem z Billem. Helen była osobą niezwykle wrażliwą, która zarówno prywatnie jak i zawodowo pomagała wielu osobom. Na płaszczyźnie zawodowej zajmowała się dziećmi opóźnionymi w rozwoju umysłowym. Była człowiekiem o wielkim sercu i o wielkim ego - lecz o równie wielkich jak jej ego potrzebach duchowych. Choć nie uważała siebie za osobę religijną, zarówno na jawie, jak i we śnie miewała niezwykłe, realistyczne wizje o treści symboliczno-religijnej, które - jak się później okazało - miały ją przygotować do niezwykłej roli skryby Kursu cudów. Mimo tych wizji, gdy 21 października 1965 roku usłyszała Wewnętrzny Głos, mówiący: "To jest kurs cudów. Notuj, proszę." - wpadła w panikę. Będąc naukowcem i sceptyczką, zlękła się o swoje zdrowie psychiczne. Po zasięgnięciu rady Billa, który był jej szefem, zaczęła spisywać to, co dyktował jej Głos Wewnętrzny. Ten Głos nie był dźwiękiem - był czymś, co przypominało zapis jasnego, logicznego przekazu myśli - jak na odtwarzaczu, który mogła w dowolnym momencie uruchomić lub zatrzymać. Po ponownym "uruchomieniu odtwarzacza" dyktowanie następowało od miejsca, w którym zostało przerwane. Z tego, co Głos "mówił" i w jaki sposób - pod względem treści i sposobu ich przekazywania - wynikało, że należy do Jezusa Chrystusa. I nie był to monolog - w późniejszym okresie Helen zadawała Głosowi pytania, prowadziła z Nim polemikę, kwestionowała treść Jego przekazów, radziła się Go, a Głos odpowiadał i udzielał bardzo specyficznych, osobistych wskazówek, przeznaczonych dla niej, dla Billa, osób trzecich lub szerokiego ogółu. Głos "mówił", w którym miejscu w notatkach popełniła błędy i jak należy je poprawić. Udzielał też bardzo specyficznych rad - w co ma się ubrać, by nie spóźnić się na zajęcia albo w którym sklepie powinna kupić buty, gdyż przy okazji pomoże komuś rozwiązać trapiący go problem. Helen spisywała treści przekazywane przez Głos, a przed pracą dyktowała je z zapisków - niekiedy z pamięci - Billowi, który przepisywał je na maszynie. Helen początkowo była tak przerażona, że podczas przepisywania jej notatek Bill jedną ręką musiał trzymać ją za rękę, by ją uspokoić. Ten lęk wpłynął na styl pierwszych pięciu rozdziałów opublikowanego Kursu, które czyta się trudno. W miarę jak Helen przyzwyczajała się do roli skryby, styl nabierał lekkości, by w późniejszej części przybrać formę białego wiersza - jambicznego pięciostopowca. Bycie skrybą Kursu sprawiało Helen wiele niewygody, jednak wywiązała się ze swego zobowiązania, które "jakoś, gdzieś, podjęła się wypełnić". W ciągu 7 lat zapisała kilkanaście notatników treściami dyktowanymi przez Głos. Większość tego materiału została opublikowana w 1976 roku jako pierwsze wydanie Kursu cudów. W opublikowanym wydaniu pominięto przede wszystkim informacje dotyczące pewnych specyficznych problemów dotyczących Billa, Helen lub osób trzecich. Kurs spisany pod dyktando przez Billa znany jest jako Urtext (podstawa tekstu) i był przez pewien czas rozpowszechniany w internecie przez New Christian Church of Full Endeavor. Na mocy orzeczenia nowojorskiego Sądu w sprawie z powództwa wydawnictwa Penguin i Foundation for A Course in Miracles, pozwanemu New Christian Church zakazano publikacji tych materiałów, jednocześcnie unieważniając copyright do pierwszego wydania ze względu na jego wcześniejsze wprowadzenie do domeny publicznej w formie kserokopii. Wydaje się, że z uwagi na Źródło i charakter treści podyktowanych Helen, pewnego dnia wszystkie wersje, włącznie z faksymile notatek zostaną udostępnione nie tylko badaczom, lecz również opublikowane. Warto dodać, że większość notatek, które nie znalazły się w oficjalnym wydaniu Kursu, zostały opublikowane w książce "Absence from Felicity" (2), napisanej przez Kennetha Wapnicka, współpracownika Helen i współredaktora oryginalnych, amerykańskich wydań Kursu.
W żadnej wersji Kursu cudów - ani w Urtekście (maszynopisie spisanym przez Billa pod dyktando Helen), ani w wersji Hugh-Lynn Cayce'go, ani w żadnym z opublikowanych wydań nie pada zachęta do zapoczątkowania kolejnego kultu. We Wprowadzeniu do II Wydania, napisanym przez Helen Schucman w odpowiedzi na liczne prośby czytelników o krótkie wprowadzenie, czytamy:
W części Wprowadzenia, zatytułowanej Czym jest?:
Znajdujemy też bardzo ważne stwierdzenie:
W zamyśle Autora Kurs nie miał być podstawą żadnego nowego kultu i jest jedną z wielu wersji uniwersalnego programu nauczania. Mówiąc krótko, Kurs uczy nas zbawienia drogą przebaczenia, jednak definiuje je inaczej niż jest ono tradycyjnie pojmowane. Choć posługuje się terminologią chrześcijańską, większości symboli chrześcijańskich nadaje znaczenie inne od tradycyjnego. Autor Kursu reinterpretuje nauki, jakie 2000 lat temu Jezus przekazywał apostołom, tłumacząc ich niezrozumienie brakiem gotowości uczniów, poczuciem winy spowodowanym ukrzyżowaniem ich Nauczyciela, projekcją tego poczucia winy i innymi, równie ważnymi czynnikami. Jakimi? Czy wolą Jezusa mogło kiedykolwiek być, by zinstytucjonalizowana forma zastąpiła treść jego nauk? Nauczania Jezusa pozostają dla chrześcijan jedyną drogą wiodącą z tego świata do naszego domu w Bogu. A skoro modlimy się: "Bądź Wola Twoja", czyli chcemy (mamy taką samą wolę) jak Bóg, to co stoi na przeszkodzie, by była ona juź teraz? Czy wiemy, co nią jest? Oto jak Autor definiuje przebaczenie i co mówi o jego roli w zbawieniu:
Kurs jest bezkompromisowym programem nauki, wymagających od studentów szczerości i uczciwości. Ostatecznie student może oszukiwać tylko siebie. W Kursie pada stwierdzenie: "Albo weźmiesz z tego Kursu wszystko, albo nic."; "Nie pogodzisz dwóch systemów myślowych wahając się między jednym a drugim."; "Zachować choćby jedno złudzenie - to zachować cały system myślowy ego; choć jedno zupełnie przebaczyć - to przebaczyć je wszystkie." Student uczy się poddawać wszystkie swoje złudzenia pod osąd Ducha Świętego - przynosić złudzenia do prawdy zamiast wnosić prawdę do złudzeń. Student nie może ustalić planu nauki a jedynie może chwilowo ograniczać to, czego w danym czasie chce się nauczyć. Obowiązkowość Kursu, o której jest mowa we Wprowadzeniu należy rozumieć następująco: jeśli jesteś studentem Kursu, to twoim obowiązkowym przedmiotem i podręcznikiem jest Kurs cudów. Natomiast Kurs nie uzurpuje sobie wyłączności, mówiąc, że istnieje wiele dróg do zbawienia, które powiodą się z racji swego celu. Jednak nie można ich nazywać Kursem cudów, gdyż nie korzystają z jego systemu myślowego i nie realizują jego programu. I choćby z tej przyczyny Kurs cudów to Kurs cudów a New Age to New Age; jedno ma z drugim niewiele wspólnego. W Kursie środki, jakimi posługuje się New Age, nazywane są magią; ta zaś - "nietwórczym wykorzystywaniem umysłu"; próbą zastąpienia związków stworzonych przez Boga związkami wymyślonymi przez ego. Nie ma w Kursie mowy o szamanizmie, kabale, radiestezji, medycynie holistycznej, amuletach, czakramach, tarocie, kryształowej kuli, wróżeniu, seansach spirytystycznych i innych magicznych praktykach bądź innych rekwizytach typowych dla New Age. Różnorodny i niejednolity ruch New Age czerpie inspirację z różnych źródeł, nie będąc żadnemu z nich do końca wiernym w myśl zasady: "nikt nie będzie mi mówił, w co mam wierzyć". Dlatego z definicji nie uznaje żadnej biblii. Kurs zaś mówi: "albo weźmiesz wszystko, albo nic." Etykietkę "biblii New Age" Kurs cudów zawdzięcza w dużej mierze Marianne Williamson i jej książce Return to love (3), która po prezentacji w telewizyjnym programie Oprah Winfrey stała się z dnia na dzień narodowym bestsellerem w USA we wczesnych latach 90. Oprah Winfrey, nazywaną "dyżurną psychoterapeutką Ameryki" uchroniło to przed estradowym wypaleniem zaś Williamson przyniosło międzynarodową popularność. Zwróciły na nią uwagę gwiazdy Hollywoodu: Shirley MacLaine, Cher, Bette Midler; Elisabeth Taylor osobiście zaprosiła ją na ślub. Z tego powodu Marianne bywa nazywana "guru Hollywoodu". Jej audytorium to przede wszystkim pokolenie powojennego wyżu demograficznego (tzw. baby boomers) a zwłaszcza osoby uczestniczące w różnego rodzaju programach opartych na Dwunastu Krokach. Return to love jest zbiorem wyrwanych z kontekstu według upodobań autorki cytatów z Kursu, okraszonych dykteryjkami z jej życia. W pierwszym wydaniu książki autorka pominęła źródło, z którego czerpała idee i myśli w niej zawarte. Dopiero w drugim wydaniu na okładce pojawił się podtytuł: "Refleksje na temat Kursu cudów", pod groźbą procesu o naruszenie praw autorskich i po wpłacie sowitej nawiązki na konto ich posiadacza - Foundation for Inner Peace. Mój przyjaciel, z którym przed wielu laty mieliśmy wydawnictwo, kupił prawa na przekład Return to love i zamierzał wydać tę książkę po polsku. Ja miałem ją przełożyć. Po przetłumaczeniu kilku rozdziałów, tłumacząc już w tym czasie A Course in Miracles na polski, doszedłem do wniosku, że jej wydanie przyniesie więcej szkody niż pożytku. Studentem Kursu cudów jest ten, kto go studiuje i praktykuje zawarte w nim lekcje. Studenci nie posługują się "ściągami". Żadna ściąga nie daje rzetelnej wiedzy. Cuda jako takie są uprawnioną drogą na skróty. Oszczędzają czas, zastępując naukę, która bez nich trwałaby tysiące lat. Są wstawiennictwami samego Jezusa. Jeśli ktoś pisze ściągę z Kursu cudów - tak jak Williamson, Louise Hay, Jampolski i wielu innych - to daje wyraz swemu przeświadczeniu, że ma do zaoferowania kurs lepszy od podyktowanego przez Jezusa. O takich jak ci, sam Jezus mówi w podrozdziale Nie uzdrowiony uzdrowiciel:
Kim jest nie uzdrowiony uzdrowiciel? Tym, kto nie poniechał swego ego lecz nadal je nadyma, by było większe od innych ego; kto nie poniechał własnej osobności; kto nie poniechał własnej szczególności. Wystarczy wejść na strony Williamson lub Hay, by przekonać się, kto i co jest tam gloryfikowane. A Jezus wszak naucza:
- czyli samemu przyjąć Plan Ducha Świętego; nie nadymać swego ego, nie akceptować ani nie wspierać osobności czy szczególności. Innymi słowy: LEKARZU, ULECZ SIEBIE SAMEGO. Jeśli uważasz, że ktoś poza tobą samym potrzebuje uzdrowienia, to szukasz zbawienia tam, gdzie go nie ma, wcielając w życie plan, któremu ego ochoczo przyklaskuje. Odpowiedzialnością cuda czyniącego nie jest pouczanie innych, pokazywanie się w telewizji lub otoczeniu gwiazd Hollywoodu czy dopisywanie kolejnych części Kursu pod własnym nazwiskiem. Czując to, zrezygnowałem z przekładu Return to love choć wiązało się to z przepadkiem zaliczki wpłaconej przy podpisaniu umowy z Williamson. Jednak polski Czytelnik nic nie "stracił"; w Polsce książki Louise Hay od ponad 10 lat cieszą się niesłabnącą popularnością. I właśnie wcielanie w życie planu ego przez nie uzdrowionych aczkolwiek popularnych i hałaśliwych uzdrowicieli, których wysiłki dostrzegły inne ego i którym ochoczo przyklasnęły, mają największy udział w opatrzeniu Kursu etykietką "biblii New Age", choć ruch ten - chociażby ze względu na swoją niejednolitość - nie może realizować programu Kursu. A jeśli już New Age czerpał z Kursu jakieś idee, to zajmowały one podrzędne miejsce, służąc przede wszystkim gloryfikacji uzdrowicieli. Wspominałem już, że Williamson jest szczególnie popularna wśród "baby boomers" których charakterystyczną cechą jest - jak trafnie ujął Ken Wilber - bumeroza, czyli narcyzm. Bumerzy są pokoleniem egocentryków a ich religią jest właśnie... New Age. Nawet jeśli występują w obronie kobiet, planety, zwierząt - co skądinąd jest bardzo zacnym działaniem - działaniami swymi próbują zastąpić plan Boży i zamiast poniechać swojego ego - nadymają je do niebotycznych rozmiarów. Droga New Age wiedzie w stronę przeciwną do kierunku Kursu. Kurs mówi: "Nie starajcie się zmieniać świata. Starajcie się zmienić swoje myślenie o świecie." Natomiast New Age podejmuje przede wszystkim działania mające na celu zmienianie świata.
New Age sugestywnie sportretował Ken Wilber (5). Pokazał też miejsce tego ruchu w rozwoju ludzkości. W tym celu posłużył się modelem spirali rozwoju, opracowanym przez Graves, Becka i Covana. Badacze ci wyróżnili osiem zasadniczych stadiów rozwojowych jaźni, nazywając je memami. Stadiom tym umownie przypisali różnymi kolory. I tak, kolejno, od najprymitywniejszego do najwyższego stadium rozwoju:
New Age pojawił się w "stadium zielonym", nazywanym również poziomem "wrażliwym", po okresie industrializacji, w strukturach społecznych i politycznych zwanych demokracją socjalną mniej więcej przed 50 laty i zyskał dość dużą popularność na Zachodzie, zwłaszcza w latach 60. XX wieku. Koniec lat osiemdziesiątych uważa się za schyłek ruchu New Age, który - choć powiał jak ożywczy wiatr - przeminął, odcisnąwszy swój ślad na ścieżce, którą podążamy w postaci idei dbałości o naszą planetę, prawa mniejszości, słabszych i tych, którzy są marginalizowani przez obecną cywilizację. Pozostawił też po sobie ruchy religijne, które - choć nie o tak globalnym zasięgu jak ich prekursor - nadal mają wiernych wyznawców i zyskują nowych zwolenników. Z poziomu zielonego wywodził się rewolucyjny Human Potential Movement. Jego przedstawiciele zwracali uwagę na zagadnienia ekologii i ochrony środowiska naturalnego, równouprawnienie płci i obronę praw mniejszości. Do "zielonych" należeli między innymi hippisi, popalający na studiach "trawkę" i protestujący przeciw wonie w Wietnamie, wołający "make love - not war", nurzając się w odmętach promiskuityzmu. Ukuwszy termin "politycznej poprawności" dziś zasilają szeregi demokratów i toczą zażarte boje z poziomami innych barw, "egalitarnie" odsądzając ich od czci i wiary i odmawiając racji bytu. "Zieloni" postrzegają Ziemię jako naturalne środowisko całej ludzkości. Jej członkowie czują potrzebę organizowania się w ruchy, wspólnoty i stowarzyszenia. Sprzyjają pluralizmowi poglądów, ceniąc sobie wielce własny indywidualizm i rozwój osobisty. Przejawiają również zaangażowanie w sprawy społeczne. Starają się tworzyć przyjazne relacje z innymi ludźmi w myśl hasła "żyj i daj żyć innym". Ich ulubionym zajęciem są spotkania i mityngi, na których wypowiadają się tak wielcy indywidualiści, że nikt nie odważy się wystąpić z propozycją jakiegokolwiek kompromisu, który umożliwiłyby zielonym pójście dalej drogą duchowego rozwoju. Co hamuje rozwój "zielonych"? Ich patologiczny narcyzm, nazywany eufemistycznie "zdrowym egoizmem", asertywnością, itd. Rozwój duchowy ulega zahamowaniu, gdyż wychodzi z błędnych przesłanek, służących umacnianiu i nadymaniu własnego "ja" zamiast obalaniu jego granic i poszukiwania integralności z innymi. Zielonych cechuje skrajny relatywizm, wyrażany w postawie: "nikt mi nie będzie mówił, w co mam wierzyć albo co mam robić"; "to moja sprawa". Ponieważ "zieloni" cenią sobie pluralizm, rozwiązania kompromisowe skazane są na fiasko, gdyż wymagałyby przynajmniej częściowej rezygnacji z indywidualizmu. Jednocześnie tego, o co walczą dla siebie, odmawiają przedstawicielom innych poziomów. Skutkiem tego sami grzęzną na "zielonym" poziomie a walcząc z innymi poziomami - utrudniają ich rozwój. Właśnie na zielonym poziomie doszedł do głosu, niejednolity ruch, określany mianem New Age. Łączy on w sobie najwznioślejsze aspiracje Human Potential Movement z najgorszymi przejawami "zielonego narcyzmu" - skrajnym subiektywizmem i brakiem krytycyzmu. Światopogląd zielony jest wyrazem sprzeciwu wobec poprzednich dwóch poziomów rozwojowych. Poziomami tymi są: niebieski - konformistyczny - na którym najważniejszą rolę odgrywa przynależność do grupy opartej na wierze (plemię, ród, grupa wyznawców religii, itp.) i pomarańczowy (formalno-racjonalny), którego przedstawiciele wierzą przede wszystkim w potęgę ludzkiego umysłu, który zaprzągł do pracy dla dobra ludzkości parę wodną, wymyślił elektryczność, rozszczepił atom, wymyślił internet i coraz szybsze procesory. New Age powstał jako reakcja na brak świętości w stechnicyzowanym, skomercjalizowanym, scjentystycznym świecie, rządzonym przez technokratów, menedżerów i jajogłowych. Jednak, chcąc nie chcąc, stał się jego apologetą. Podstawą New Age są aplikacja i komercjalizacja. Większość odkryć w zakresie psychologii i ścieżek duchowych natychmiast jest opatrywana odpowiednim kodem kreskowym i włączana do oferty New Age. Dlatego niektórzy definiują New Age jako komercjalizację rozwoju człowieka i poszukiwań duchowych. New Age czerpie pełną garścią idee z różnych tradycji, po czym modyfikuje je według własnych upodobań. Ponieważ poziom zielony wyrósł na gruncie rozczarowania tradycyjnym chrześcijaństwem, zapuścił duchowe korzenie w różnych religiach i praktykach duchowych spoza cywilizacji Zachodu. Oto niektóre z nich: buddyzm (zen i tybetański), Wedanta, taoizm, joga, tantra, sufizm, szamanizm, kabała, teozofia, okultyzm, radiestezja i mnóstwo innych.
Po co są podejmowane próby zaklasyfikowania Kursu cudów? Mówiąc
krótko - aby go zneutralizować, bo Kursu lękają się zarówno jego
zwolennicy, jak i przeciwnicy. Zwolennicy będą go wypaczać, a przeciwnicy
- zwalczać. Skoro Kurs jest niczym innym jak chrześcijańską tym
razem Wedantą sprzed 5000 lat, "odrodzeniem starej, gnostyckiej herezji",
"biblią New Age", zrodzoną z wirującego talerzyka Madame Blavatsky
a może nawet Manifestem Komunistycznym - to nie warto zawracać nim sobie
głowy. Możemy przekręcić się na drugi bok i chrapać w najlepsze dalej,
bo nic nie zagraża naszemu ego: "Kurs" to nic nowego, myśmy
to już przerabiali. Tylko miało inną nazwę. Nic nie dało. Wystarcza
nam to, co mamy. Nam się to podoba. Dobranoc!
|